Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz o dziwo! na jej obliczu nie było przerażenia. Rozchyliły się usta, oczy patrzały coraz szerzej — i jakaś niezmierna radość poczęła rozjaśniać jej twarz.
— Słup światła zbliża się ku mnie — mówiła dalej. — Widzę! To On, to Nazarejczyk!... Uśmiecha się... O słodki!... o miłościwy!... Ręce przebite wyciąga, jak matka, ku mnie. Cinno! On niesie mi zdrowie, zbawienie i wzywa mnie do siebie.
A Cinna pobladł bardzo i rzekł:
— Gdziekolwiek nas wzywa — pójdźmy za Nim!




W chwilę później, z drugiej strony, na kamiennej ścieżce, prowadzącej do miasta, zjawił się Pontius Pilatus. Nim się zbliżył, widać było z jego twarzy, że niesie jakąś nowinę, którą, jako rozsądny człowiek, uważa za nowy dziwaczny wymysł łatwowiernych i ciemnych tłumów. Jakoż zdaleka jeszcze począł wołać, ocierając pot z czoła:
— Wyobraźcie sobie, co ci znów rozpowiadają: że zmartwychwstał!