Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego widocznie żołnierze zmusili do zastępstwa. Nazarejczyk szedł za krzyżami, mając blizko za sobą dwóch żołnierzy. Szedł w narzuconym na wierzch odzienia purpurowym płaszczu i w cierniowej koronie, z pod której kolców wydobywały się krople krwi. Jedne ściekały mu zwolna po twarzy, inne skrzepły tuż pod koroną, w kształt jagód dzikiej róży, lub koralowych paciorków. Blady był, posuwał się zwolna chwiejnym, osłabionym krokiem. Szedł wśród urągowiska ciżby, jakby w zaświatowem zamyśleniu pogrążony, jakby oderwany już od ziemi, jakby niebaczny na okrzyki nienawiści, lub jakby nad miarę ludzkich przebaczań przebaczający i nad miarę ludzkiej litości litościwy, bo już nieskończonością ogarnięty, już nad ludzkie złoto wyniesiony, cichy bardzo, słodki i tylko ogromem smutku całej ziemi smutny.
— Prawdą jesteś, — wyszeptała drżącemi ustami Antea.
Orszak przesuwał się teraz tuż koło lektyki. Była nawet chwila, że się zatrzymał, podczas gdy idący na przedzie żołnierze oczyszczali z ciżby drogę Antea widziała teraz Nazarejczyka o kilka kroków: widziała, jak powiew poruszał zwoje Jego włosów