Zakonnica zwróciła zwolna twarz ku choremu — i nagle ów opuszczony nędzarz ujrzał w świetlanej aureoli znajome, stokroć ukochane rysy swej zmarłej.
Wówczas zerwał się z łóżka, a z piersi jego wydarł się krzyk, w którym były całe lata łez, żalu zmartwienia i rozpaczy:
— Zosia! Zosia!
I chwyciwszy ją, tulił do siebie, a ona również zarzuciła mu ręce na szyję.
Światło napływało coraz więcej.
— Nie zapomniałeś o mnie, — rzekła wreszcie, — więc przyszłam i uprosiłam ci śmierć lekką.
Kamionka wciąż trzymał ją w ramionach, jakby w obawie, że błogosławione widzenie zniknie mu razem z tem światłem.
— Jam gotów umrzeć, — odpowiedział — byleś została przy mnie.
Ona uśmiechnęła się do niego anielskim uśmiechem i odejmując jedną rękę z jego szyi, wskazała nią na dół i rzekła:
— Tyś już umarł: patrz tam!
Kamionka spojrzał w kierunku jej ręki i hen, pod stopami, ujrzał przez okno w pułapie wnętrze swej
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/118
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.