Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze doliny porosłe trawą, czerwone skały — wszystko to mieni się i gra w słonecznych blaskach jak tęcza. W głębokich przepaścistych wąwozach, nad samym brzegiem których przechodzi linia kolei, szumiały obfite wody wiosenne. Tu i owdzie widać było długie, drewniane śluzy, ciągnące się całemi milami, w których przemywają złoto. Grupy chińczyków o czarnych długich warkoczach, uwijały się koło śluz, sypiąc w nie złotodajny piasek i ziemię. W dolinach, na ciemném tle lasów, bielały białe domki farmerów, stada krów i owiec malowniczo rozrzucone po pochyłościach gór, pasły się wśród trawy i kwiatów; czasem mignął jeździec siedzący na wysokiém siodle z lassem okręconém w około kuli, i znikał w skrętach lesistéj drogi.
W miarę jak spuszczaliśmy się na dół, kraj stawał się coraz piękniejszy i coraz widoczniéj południowy; przed domkami, stojącemi tuż przy linii, widać było ogromne kaktusy i inne rozwinięte już i okryte powodzią kwiatów drzewa; mnóstwo nieznanych mi wielkich roślin wiło się naokoło drogi, lub czepiało się śluz, pokrywając je miejscami prawie zupełnie. Nakoniec góry znikły, a natomiast wjechaliśmy w łąki, porosłe tu i owdzie ogromnemi dębami. Niektóre z tych łąk stały pod wodą, inne tak były okryte przez tulipany, że prawie nie widać było trawy. Nad wodami unosiło się tysiące dzikich kaczek, cyranek i nurków. Na polach ogrodzonych wszędzie płotami, widziałem całe stada zajęcy, które uciekały w podskokach za zbliżeniem się pociągu lub téż chowały się w trawę, wystawiwszy z niéj tylko uszy i wąsy; różnobarwne ptastwo przelatywało z drzewa na drzewo, napełniając radosnym gwarem powietrze.