Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz dzień, już to nie owa Jenny. W skromnéj sukni z gładko przyczesanemi włosami, nie poznaje sama siebie. Wołają ją na śniadanie; znajduje towarzyszki: nikt się jéj o nic nie pyta, ale przyjmują ją jak siostrę. Prócz towarzyszek zastaje inne kobiety: pewno wielkie damy; ale może i nie, bo nie dumne, jakieś dobre anielskie istoty, których przeszłość jak śnieg niepokalana. Kto są te damy?
— Aniołowie.
Ale i te skrzydlate istoty traktują ją jakby siostrę, jakby nigdy nie zgrzeszyła, jak sobie równą.
— Dzień dobry, Jenny, dobry wieczór Jenny — mówią jéj łagodne głosy.
Co więcéj, te niepokalane istoty służą jéj, bawią się z nią, rozmawiają, przyjaźnią z nią; najniższą, najnędzniejszą i najbardziéj upadłą ze wszystkich istot na świecie. Żadnéj wymówki, żadnéj wzmianki o przeszłości. Są chwile, w których saméj Jenny wydaje się, że jest lepszą; wraca jéj ufność, spokój: doprawdy, jéj się chwilami wydaje, że jest taką jak dawniéj, za lat dziecinnych.
Bo téż ona już i jest taką, jak za lat dziecinnych.
Modlitwa, praca ręczna, nauka, przeplatane rozrywkami: oto w jaki sposób schodzi czas mieszkankom „Żółtego domu.“ Nie każą tu im pokutować za przeszłość, ale każą o niéj zapomnieć. Otaczają ją atmosferą czystą: pracy, pogody, spokoju i niewinności, a atmosfera ta obejmuje je i przesiąka w najbardziéj zepsute serca. Potém uczą, dają umiejętność zarobku; potém znajdują zarobek i puszczają na świat.
Najlepsze robotnice, najlepsze służące wychodzą z tego domu. Młodsze często potém wychodzą za mąż, są dobremi żonami i matkami.