Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, bo lekki a pakowny.
— O! doskonale, doskonale! — odparł, spoglądając z nieopisaną sympatyą na swój wydatny żołądek. Ja jestem nauczycielem tańca. Dwanaście lekcyi kosztuje u mnie 40 franków. Najładniejsze dziewczęta z całego Lille uczą się u mnie: lekcye są wspólne. Panowie jadą do Lille? Oto są moje bilety: Mr. Dunois. W czwartki i w soboty, od szóstéj do siódméj. Wszakże panowie mają te godziny wolne?
Towarzysz mój odpowiedział, że najchętniéj korzystalibyśmy z uprzejmości pana Dunois, gdyby nie to, że jedziemy do Ameryki, ale że z powrotem nieomieszkamy zatrzymać się umyślnie w Lille; dla wzięcia kilkunastu lekcyi. Pan Dunois dodał jeszcze, że uczy nietylko kontredansa, ale i uprzejméj rozmowy z damami w czasie tego tańca. Poczém w najlepszéj zgodzie ruszyliśmy w drogę.
Pociąg ku granicy francuzkiéj idzie krajem równym, nie obfitującym w malownicze widoki, ale uprawnym jak ogród. Wyjeżdżając z kraju, zostawiliśmy jeszcze śnieg na polach, tu zaś wiosna poczynała się wszędzie. Na łąkach zieleniła się trawa, a na polach ruń wszelkiego rodzaju zbóż. Grupy drzew stojących na równinach lub idących w kształcie alei wzdłuż rowów, dróg i kanałów, wypuszczały zielone pączki. Rzeki powylewały wszędzie, jako zwyczajnie na wiosnę; rowami płynęła z szelestem woda, powietrze było czyste, ale przesiąknięte wiosenną wilgocią, słońce zaś przygrzewało przez szyby wagonów tak silnie, iż musieliśmy pozrzucać futra.
Gdyby nie komora, nie rewizya rzeczy i nie długi przystanek pociągu, niktby się nie domyślił, że na-