Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.2.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze. Żegnam pana!
— Kłaniam się panu serdecznie. Pani dobrodzice moje uszanowanie!
Zostałem sam.
Godzina pierwsza po południu uderzyła na naszym zakatarzonym zegarze, a ja siedząc na tém samém miejscu, rozmyślałem jeszcze jechać, czy nie jechać, jak Hamlet nad swojém: „być czy nie być.“ Ale jeżeli nie pojadę, cóż będę robił? Będę pisywał po nocach?... Ależ i w Ameryce mogę pisywać także. Co więcéj, doktor zalecił mi, żebym nie pisywał po nocach; a ponieważ w Ameryce właśnie wtedy wypada noc, kiedy u nas dzień, zatém pisywać w Ameryce w nocy, jestto pisywać w Europie we dnie, czyli: jechać do Ameryki, jestto wypełniać polecenia swego doktora.
Daléj; jeśli pojadę, nie będę robił korrekty własnych utworów, czyli nie będę ich czytywał... To także coś znaczy.
Nakoniec: co mi tu pozostaje w Warszawie? Ożenić się? „Ach! na piramidzie, raz odebrałem list, że za mąż idzie!“ A przytém ów „un petit cri“ zranionego gołębia, który wydaje hrabianka Pipi, na widok mego nazwiska, odebrał mi wszelką nadzieję. Zresztą aplikowałem ja biedny człowiek o urząd i rangę męża dość długo; lecz cóż? Ofiarowywano mi czasem małe gratyfikacye, na stały jednak etat nigdy przejść nie mogłem. Nie! to nie dla mnie, zwłaszcza po owym ostatnim przeklętym odcinku, po którym, na samo wspomnienie o mnie wszystkie matki z bractwa przejmuje całkiem pozaświatowy dreszcz zgrozy, jak na wspo-