Strona:PL Pierre Brantôme - Żywoty pań swowolnych Tom I.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nione ukontentowanie y żyć w onych wdzięcznych wyobrażeniach a rozpamiętywaniach upłyniętych, y aby wiedzieć a uradzać ze sobą, iaka pora im była barziej sposobna a rozkoszliwa“.
Albo ten, jakże „nastrojowy“ obrazek zimowego wieczoru: „Ażaż nie dobrze też iest w zakamarku kole ciemnego łóżka, dokąd oczy inych osób (ile że grzeią się naprzeciw ognia), przenikaią barzo niecałkowicie, abo też owi, siedząc wpodle na skrzyniach i na łożach po kątach, takoż się bawią miłośnem rzemięsłem; abo też widząc ich, iako się trzymają blizko iedni drugich, mnima się iż to z przyczyny zimna, y aby trzymać się barziey ciepło: przed się owi czynią słodkie rzeczy, ile że pochodnie stoią z boku dobrze odsunięte, abo na stole abo na kredency“.
I jeszcze jedno. Kiedy czytamy tę księgę, całą poświęconą, jak mówi dedykacja, „wesołym“ sprawom, widzimy zaraz w jej pierwszych ustępach, jak te słodkie historje ociekają od przelanej krwi, jak spazm pieszczoty splata się ze spazmem konania.
Oto „iny, który uśmiercił służkę swoiey żeny y barzo go dręczył, iżby sama pomarła od męczeństwa, iż widzi ginącego w mękach tego, którego tak miłowała i ściskała w ramiona“.
„Iny znów we świecie zabił swoią żenę w samym przodku dworu...“
Iny „wszedł do niey sam, bez orszaku, y udusił ią swoią ręką y iey własną szarfeczką...“
„Słyszałem o iedney, którą gdy iey mąż, staruch, przychwycił na takowym uczynku, dał iey truciznę, od