Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wsieść, kiedy się zbliżył do mnie
Jakiś szlachcic bardzo grzecznie,
— Jeżeli pomnę nazwisko,
Don Ludwik de Benavides —
Prosząc, co cudzoziemcowi,
Jeśli się przytem wysłowi
Rycersko, otwarcie, skromnie
Uchodzi, — bym w uprzejmości
Swej na łódź przyjąć go raczył,
Bowiem się pragnie koniecznie
Przypatrzeć uroczystości
W kwincie króla, gdzie wyprawy
Uczestnicy wsieść na nawy
Mają jutro. — Jak się godzi,
Wskazałem mu miejsce w łodzi;
Lecz ledwośmy w nią wstąpili,
Ledwo ciężar zmiarkowała,
— Przewoźnik jeszcze u brzegu
Stał, czekając, — jednej chwili
Lina widocznie zbutwiała,
Potrąceniem się przerwała
I łódka w niesfornym biegu,
W swywoli niepowstrzymanej
Przetaczając się w bałwany
Kołysząca nas poniosła.
Straciliśmy oba głowę,...
Próżno chciałem użyć wiosła;
— I przez pole lazurowe,
Przez te rozigrane wełny,
Płynąłem z nim, lęku pełny.
To raz się nam łódka zdębi
I zawiśnie u fal szczytu,
To pod sklepieniem z błękitu
Zapada gdzieś w zimnej głębi.
Aż odrzucona w tę stronę,
Gdzie światełka zapalone
Lśniły, rozbita na skale,
Zapadła w wodnym krysztale.