Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Tajna krzywda – Skryta zemsta.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cykuty, co mię otruje.
Zazdrość mówię, zazdrość czaję! —
— Wspomóż mię Bóg! Co za jeden
Ten kastylijski szlachciura?
Na mym cienia, pod oknami,
Pod murem uparcie trwa mi
Przygwożdżony jak figura.
Na ulicy, czy w karocy,
Czy w kościele, we dnie, w nocy,
Słonecznik mego honoru
Jego promieńmi się żywi.
— Wspomóż mię Bóg! To mię dziwi,
Że Leonora spokojnie
Mówiła o owej wojnie,
Przystała radośnie prawie,
Abym wziął udział w wyprawie
I przekonywującemi
Tak mię utrwaliła słowy,
Że choćbym nie był gotowy,
Gotowość przyszłaby z niemi?...
— I pytam znowu, co znaczy,
Że mię don Huan de Silva
Namawia w domu pozostać?
On hamuje, ta ośmiela:
Czyż nie winienem był raczej
Od żony i przyjaciela
Rad zgoła przeciwnych dostać?
Bezprzecznie, słuszniejsze było.
— Lecz gdy już takie zarzuty,
Zważmy usprawiedliwienie:
Bowiem niegodna dopóty,
By się jej honor krzywdziło
Przez tak błahe podejrzenie.
Możeż być, że Leonora
Tę radę dała mi właśnie,
Bo szlachetna i rozumna,
W odwadze do ofiar skora,
Lękająca się — bo dumna, —
Że mój walor w cieniu gaśnie?