Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Julia (sama).

Dusza mrze, mózg mi się zwija.
Więc taka była, niewdzięczny,
Twoich przysiąg nieugiętość,
Taka twéj miłości świętość
I taka jest świętość mojej?
Pókiś mię na twéj rozpusty
Wstyd nie skłonił groźbą, łzami,
Pragnąłeś; lecz nad złamanem
Sercem ledwo swéj zawlekłeś
Rządy woli i mym panem
Nazwać się mogłeś — uciekłeś!
Nad cię kto uciekł w zwycięstwie?
Konam, litościwe nieba!...
Na co są jady w przekleństwie
Natury, gdy nie potrzeba,
By zabić, — nic, jeno wzgardy.
I nowe stąd dla mnie smutki,
I nowy wstyd się wydziela,
Bo pożądam — wzgardziciela.
Kto widział miłości skutki
Tak dziwne? Gdy na rozkosze
Łzami Euzebiusz mię kusił,
Nie chciałam; — dziś on mię zmusił
Płakać: — on wzgardził, ja proszę.
Bo taka sprzeczność się mieści
Chęci w naturze niewieściej,
Że bronim się im w téj saméj
Minucie, gdy pożądamy.
Kto chce rzucić nam przynętę,
Niechaj ma serce zamknione:
Bowiem gardzimy wielbione,
A kochamy odepchnięte. —
I nie to jest mi sromotą
Że nie kochał, lecz, że rzucił. —
— Tu upadł. Skoczę i zginę
Lub go dopędzę!... Lecz co to
Widzę u muru? Drabinę?...
— Jakież w myśl mi błyskawice
Biją! Zblednij, wyobraźni,
Roznamiętnieniem nie drażnij,
Bo gdy cię na chęć pochwycę,
Tuż zbrodnia spełni się za nią.