Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I duch się ubezprzytomni;
Tu mię liść szelestem trwoży,
Każdy kwiat się na mnie sroży,
Kamień oczy we mnie wdraża,
Każdy pień mi włosy zdębia,
Każda skała mię przygnębia,
Każda góra mię przeraża...
Wszystkie one są świadkami
Mojéj okropnéj infamii, —
Podniosłem szpadę: a ona
Spokojna, nieprzelękniona,
Bo dzielność nosi w orężu
Zawsze i honor i cnota,
Rzekła: Zatrzymaj się, mężu;
Bo gdy ci przyszła ochota
Zabić mię, bezbronna stoję,
Gdyż bronić gdzież mam przyczynę,
Życia, co wiecznie jest twoje?
Niech tyle tylko uzyskam,
Że mi oznajmisz mą winę,
Pozwolisz, że cię uściskam.
Ja rzekłem: W wnętrznościach własnych
Oddawna nosisz tę żmiję,
Która cię dzisiaj zabije.
W nich dostateczny się mieści
Dowód twej — niecna! — bezcześci,
Lecz go nie wydasz przed światem,
Bo wprzód niewinnéj dzieciny
I twoim stanę się katem.
— Kiedy już — na to odparła —
Twe dochodzenia cię wiodły
Ku wierze w czyn taki podły,
Słuszna jest, abym umarła.
Ale te Chrystusa rany
— Stał tu, jak dziś krzyż drewniany
— Mówiła — na świadki biorę,
Iż nie wiem, bym w jaką porę
Skrzywdziła cię; ufam żywię,
Że się im usprawiedliwię.
Wtedy ja w żalu i skrusze
Uczułem, że już się muszę
Rzucić jéj do nóg, gdyż biła
Niewinność z jéj czystéj twarzy.