Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Myśl chowamy; patrz, o nową
Łaskę moja miłość prosi.
Kiedy nam niebo przynosi
Króla, śpieszy w czesne progi
Królewskie uściskać nogi
Wszystko, co się szlachtą głosi.
Pozwól odejść na przyjęcie,
Zwłaszcza, że księcia Henryka
Gdy go wypadek spotyka
Taki, odejść w tym momencie
Nie można; to wywichnięcie
Było przyczyną zaszczytu,
Jaki nam sprawił.

Mencia.

U świtu
Szczęścia mrok. Skądże się bierze
Nagły wyjazd?

Gutierre.

Mówię szczerze.

Mencia.

Wiem, — znajdziesz po dniach przesytu
U Leonory zbawienie...

Gutierre.

Luba, nie wspominaj o niéj.

Mencia.

Mężczyźni, tacy już oni!
Miłość, — po niéj zapomnienie.
Szały, — po nich zniechęcenie.

Gutierre.

Mencio, gdym nie widział słońca,
Uwielbiałem blask miesiąca.
Dziś, gdy słońce mię zachwyca,
Czemże przy niem twarz księżyca?
Słuchaj, jakie mi się wtrąca
W mój argument porównanie:
Świeci w noc na niebios stropie
Pochodnia w lazurów zatopię
Jak żagiel na oceanie...
Rozmajaczy się zaranie,
Niebo zapala latarnie
I wraz ciemność się rozgarnie,
Księżyc mroczy się i mieni,
Bo śród słonecznych promieni