Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Dramata (1887).djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A może aż w wieczór wróci...
Ty postój w bramie na straży.

(Sylwia wychodzi).
Lisardo.

Obacz, Feliks wrócił może?

Harbuz.

Feliks nie, ale się trwożę,
Że nasza piękna w mantyli.

Lisardo.

Co mówisz?

Harbuz.

Ecce quam amas.

Marcela.

Czy to pięknie, don Lisardo,
Że z niekawalerską wzgardą
Tak się waść uciec wywija
Od kobiety, co mu sprzyja?

Lisardo.

Tak prędko mój zamysł świeży
Doszedł, pani, twego słuchu?

Marcela.

Ha, zła wieść jak piorun bieży.

Harbuz (n. s.).

Czarownica! Święty duchu!
Katalina de Acosta[1],
Co szuka swojéj „figury“,

Marcela.

Więc odjeżdżasz?

Lisardo.

Tak, — rzecz prosta —
I to, pani, z twojéj winy.

Marcela.

Z tego, co powiadasz, wnoszę,
Że wiesz, ktom jest. (n. s.) Męki znoszę!
Więc jeśli innéj przyczyny
Nie ma twojego odjazdu,
Jedź z Bogiem; — ale się boję,
Żeśmy tu winni oboje:

  1. Katalina de Acosta, skazana przez Inkwizycją na spalenie, ratowała się ucieczką; spalono ją in effigie, in figura, jak brzmiał termin.