Ta strona została przepisana.
Mimowolną stręczycielką.
A i ten strach mam na względzie,
Że tu Feliks wnet przybędzie
I znajdzie mię, znajdzie zatem
Z własną siostrą i kamratem.
SCENA II.
(Wchodzi Sylwia w mantyli).
Sylwia.
Zbiegłam tysiąc mil w Ocańa,
Nim znalazłam go.
Marcela.
I cóż?
Sylwia.
List mu według rozkazania
Oddałam; ledwo przeczytał,
Wraz pobiegłszy za mną, już
W ulicy pod bramą czeka.
Marcela.
Patrz, Lauro, w tobie opieka,
Nie bądź-że mi obojętna.
Laura.
Ha! Przystaję, lecz niechętna.
Marcela.
Zdejm ze mnie, Celio, mantylę,
Ty idź po Lisarda, Sylwio.
(Sylwia wychodzi).
(do Laury).
A ty, luba, wyjdź na chwilę,
Bo byłabyś za przystojną
Służącą.
Laura.
Ha! Jużeś panią,
Naszedłszy fortecę zbrojno,
Marcelko, uważ-że na nią!
(n. s.)
Jaka niewygodna spółka
Tak szalona przyjaciółka.
(Wychodzi).