Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeciw mnie Bóg rozpościera,
Zawsze moją złość nasycę:
Gdy żyjąca się opiera,
To widziadło jéj uchwycę;
Duch niedługo się ukaże,
Co twą postać przyobleknie;
Człek uwierzy téj czczéj marze,
I od ciebie cześć ucieknie,
I splugawią cię potwarze.
Dwa tryumfy odnieść muszę,
Gdy twa cnota obronioną:
Gmach twéj sławy z gruntu wzruszę,
I pod czarów mych osłoną
Grzechem drugą zgubię duszę.

(Znika).
SCENA VIII.
Justyna (sama).

Boże! błagam Cię, o Panie!
Niech ta hańba się rozwieje,
Niech zeń śladu nie zostanie
Jak z płomienia gdy zgoreje,
Z kwiatu w srogich wichrów tanie!
Więc nie zdołasz... O mój Boże!
I do kogóż ja to prawię?
Tu był człowiek... Czyż być może?
W śnież to było, czy na jawie?
Nie, to mara! Cóż się trwożę?
Urojenie się rozwiało.
Nie! widziałam na me oczy:
Postać ludzka, żywe ciało,
Dreszcz mię przejął, strach mię mroczy.
Ojcze! Libio!

SCENA IX.
JUSTYNA, LIZANDER, LIBIA.
(Lizander i Libia wchodzą z dwóch przeciwnych stron).

Lizander i Libia. Cóż się stało?
Justyna. Ach! powiedzcie, co to znaczy:
Ztąd mężczyzna szedł przed chwilą.
Dziwna! któż mi wytłumaczy?