Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Czarnoksiężnik.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA XVI.
FLORUS, JUSTYNA, LELIUS.

Florus. (Do Justyny). O ty! czysta i cnotliwa,
Którą zgrozą aż przeszywa
I wietrzyka słodkie wianie,
Gdy twe łono tchnieniem pieści,
Powiedz, czemu to udanie?
Czemu klucz do twojéj cześci,
Czemu wejście w twe ustronie
Śmiałaś w obce oddać dłonie?
Justyna. Wstrzymaj złości twojéj razy
Tam, gdzie słońce nawet samo
Nie znalazło żadnéj skazy.
Florus. Tyś, skażona wieczną plamą,
Do twéj cnoty przystęp dała
Po krużganku.
Justyna. Zkąd zuchwała
Taka mowa?
Florus. Twa obłuda
Innéj mowy nie jest godna;
Już mnie zwieść ci się nie uda.
Lelius. (w głębi). A więc rzecz jest niezawodna,
Że Flor nie jest jéj kochankiem,
Nie on wkradał się krużgankiem;
Już dochodzę teraz wątka:
Inny panem niewiniątka.
Justyna. Zważ twe imię, pochodzenie,
Nie znieważaj czci niewieściéj.
Florus. Gdzie cześć twoja? Splugawiona,
Boś przyjęła go w ramiona;
Oślepiła cię potęga,
Że on synem jest pretora,
Że wpływ jego wszędzie sięga:
Więc do hańby takaś skora.
Lelius. (Do siebie). To widocznie o mnie mowa.
Florus Lecz ta wielkość małość kryje,
Ciężkie winy w sobie chowa,
Samym fałszem tylko żyje.
Lelius. (Występując). Pomnij, siebie sam poniża,
Nieobecnym kto ubliża;