świecając błękitne niebiosa magicznym wiosennego wieczoru blaskiem; patrzyłem w niebo, kiedy coś, z wody wychodząc, obok mnie zaszeleściło....
Był to piesek, który, otrząsając się, do mnie wzdłuż brzegu się zbliżał.
Z zupełnie obcym psem trudniej się rozmówić, aniżeli z anglikiem, bo nie zna się ani wabika, ani charakteru psa. Widziałem jednak, że pies ma do mnie jakiś interes. W tej chwili wypłynął księżyc wysoko na niebo, oświecając psa i mnie.
Jean Paul
franco. w St. Johannis.
Taki napis wisiał na karku psa, przymocowany do flaszki z bani, którą przywiązano do naszyjnika bestyi.
Pies nie wzbraniał się, kiedym mu przesyłkę odebrał. Z flaszki wydobyłem zwój papierów. Uczeni, zakochani, leniwcy i panny przepadają za listami; kupcy zaś nienawidzą zapisanych kartek.
W zwoju tym papierów wyczytałem: że jestem sławnym człowiekiem, że obcuję z cesarzami i królami i t. d.... Lecz dość! Nie musiałbym tak skromnym być, jak jestem, gdybym rozpowiadał o tem, że mnie mają za szerauskiego Gibbona i Mösera, że każdy, kto chce jakiej biografii, powinien się moim względom polecić....
Po dość długim wstępie przechodzi korespondent do właściwego interesu. Oto mianuje mnie biografem niewymienionej rodziny. Prosi, intryguje, grozi. Korespondent pisze, że może wszystko, co mówi,