Przejdź do zawartości

Strona:PL Paul - Hesperus.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A ty człowieku, którego oczy we łzach toną, — wszakże i ty z autorem mniemasz, iż w życiu, którego brzegi są pełne wystraszonych biedaków, trzymających się gałęzi, pełno zrozpaczonych, czepiających się listka, jako ostatniej ocalenia nadziei, że w takiem życiu, nietylko przez głupstwa innych ale i przez rzeczywiste boleści utrudzonem, trzeba zachować koniecznie wilgotne oko dla rozczerwienionych powiek, ściskające się serce dla rozkrwawionego i miękką dłoń, któraby ciężką czarę cierpień, na niedolę przeznaczonemu śmiertelnikowi, oględnie i wolno a ze smutkiem podawała. A jeśli tak myślisz, czytelniku, wówczas mów i śmiej się do woli, albowiem ludzi tylko ten wyśmiewać powinien, — kto ich bardzo serdecznie kocha. — —
Kapelan tymczasem wojował ze szczurami, chcąc dom z nieproszonych gości oczyścić na przyjęcie proszonych. Wziął tedy wielki miech i poszedł z nim pod strych, chcąc szczury żywcem wyłapać. Wiadomo, że szczury tak samo do różanego lgną olejku, jak ludzie do tego którym się królów i biskupów namaszcza; kilka kropel drugiego olejku wystarcza, by się prosty śmiertelnik na króla lub biskupa przedzierzgnął, — kapelan pokropił miech różanym olejkiem i zwrócił go otworem w stronę, z której dochodziły szmery nieprzyjaciół; sam zaś usadowił się za filarem, na zgubę wrogów czychając.
— Gdy wejdą do miecha, zapachem zwabieni — kalkulował kapelan wypadnę, zamknę miech i całą zgraję niby pszczoły zabiorę.