Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/664

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie! — krzyknął do niewidzialnych świadków — pewny jestem że mnie nie zabiją... na honor! śmieszni jesteście — rzekł do dwóch przeciwników — a jeżeli was dziwi że mnie tu widzicie, to bąć pewnym panie Robercie, że ujrzysz mnie nawet na posiedzeniu izby deputowanych skoro zostaniesz jéj członkiem. A ty Śpiochu... zachciało ci się 20,000 fr. dochodu... drugą połową Amerykanin podzieli się z panem margrabią pieniaczem etc. etc.... i nakoniec z Bibandierem jeżeli łaska... porzućcie wasze mamidła moje dzieci... i pomówmy o ważnych interessach...
Wstęp ten nie zwiastował nic pomyślnego; Błażéj i Bobert spojrzeli po sobie.
Bibandier zaś rozsiadł się w fotelu przy stole:
— Moje kupidynki! — rzekł — przez całe życie będę się cieszył, że wam przeszkodziłem nadziać się na rożny jak indyki do których jesteście podobni... choćbyście przez godzinę zawracali na mnie tygrysiemi oczami, to przecież nic nie zmieni istoty rzeczy... Dzisiaj wierzcie mi, nie wypada robić hałasów.