Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do tego stopnia ubogą, że żywi, się cudzym chlebem.
Montalt przechyliwszy głowę na poduszki zmrużył oczy podług zwyczaju. Wincenty postanowił odpokutować za swoją mniemaną winę i dokończyć opowiadania.
— Moje siostry, mój ojciec i ja — mówił dalej — mieszkaliśmy w pałacu mego stryjecznego brata, którego nazywałem stryjem z przyczyny różnicy wieku... był dla nas dobrym, i mój ojciec bezprzestannie nam zalecał, ażebyśmy go kochali.
— Mój stryj ma córkę imieniem Blankę... zanim poznałem co to miłość, już ją kochałem.
— Idylla bretońska — rzekł Nabob.
— Kochałem ją — mówił Wincenty nie zważając na tę przerwę — nie wiem czyś kiedy kochał podobnie w swoim życia milordzie... co do mnie, jedyna myśl zajmowała mnie dniom i nocą... byłbym dla niej wszystko poświęcił... gdy była smutną, moje serce się zakrwawiało... gdy się uśmiechała, czułem w mej duszy radość, jakiéj wybrani w niebie doznawać muszą...