Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez dwie lub trzy sekundy walczył z samym sobą, poczém ukrył twarz w dłoniach.
— Kłamstwo... kłamstwo!... pomruknął — jestem panem tutaj, i zabraniam każdemu wspominać że mój brat umarł!
Nikt nie odpowiedział. Łkanie uniosło silną pierś Penhoela.
— Ludwik... mój brat Ludwik!... — powtórzył cichym głosem wszyscy wiedzą jakiem go kochał..... Nie.... nie.... on nie umarł.... Bóg i mnie by zesłał sny podobne... Jestem jego bratem... któż nademnie ma większe prawo kochać go...
Przy ostatnich słowach oko jego zabłysło dziko i spojrzenie w około rzucone szukało kogo, któryby temu zaprzeczył. Spotkawszy oblicza smętne i ukorzone, gniew go ominął.
Zbliżywszy się do swej żony, pocałował ja w rękę jakby prosił jej, przebaczenia; poczém wziąwszy Blankę w swoje objęcia przycisnął namiętnie do serca, gdy zazdrosne spojrzenie Wincentego śledziło jego poruszenia.