Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczy, w których się, głęboki smutek lecz zarazem spokój i wyniosłość malowały.
Blanka nie zważając na to, tak mówiła:
— Gdy go prowadziłam do ciebie słońce które świeciło, skryło się za górę. W tym noc zapadła... stryj Ludwik. zbladł.„. ciało jego rosło... rosło... miał ramiona tak wychudłe... poczém, położył się na ziemi i widziałam że był okryty białą szatą.
Penhoel zatrzymał się przed, swoją żoną ze zmarszczonemi brwiami i złożonemi, rękami. Usta jego drgały jakby usiłował wstrzymać słowa które chciał wymówić.
Blanka umilkła przytuliwszy się do matki.
Wtedy się dał słyszéć głos Jana powolny i przytłumiony:
— Cóżeś więcej widziała moje dziécię?... Bóg często przemawia przez sen dziecka.
Blanka zadrżała z trwogi...
— Oh! nie chciałabym już widzieć tego więcéj — mówiła z cicha — Gdy leżał na ziemi, pochyliłam się ku niemu... Gdzież zniknął jego miły uśmiech? Oczy jego były martwe... dotknęłam się go... był zimny jak marmur...