stę, przyłożył do otworu ciekawe oczy. Ujrzał Castelmelhor’a, Izabellę i Infanta.
— Oho! — rzekł — mój potężny opiekun cóś, jak mi się zdaje, doskonale swą rolę odgrywa!... Ani się domyśla, że o trzy kroki od niego, odbywa się..... Lecz kończmy nasze dzieło.
To mówiąc, odwrócił się i skierował szpadę w pierś mnicha. Dotknięcie zimnego żelaza obudziło go; otworzył oczy, lecz zamknął je nazad, sądząc się być igraszką jakiegoś okropnego snu.
Człowiek w masce zaczął się śmiać.
— Zdaje mu się, że marzy — bąknął — będzie to już jego ostatnie marzenie.
I przy tych słowach, oparł obie ręce na rękojeści szpady, by ją od razu dobrze w piersiach mnicha zanurzyć.
Tak był tém zajęty, że nie usłyszał nawet za sobą lekkiego szelestu. Drzwi od więzienia były uchylone.
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/674
Wygląd
Ta strona została skorygowana.