Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już wyczerpnął wszystkie zasoby swéj wymowy. Marya spojrzała na don Pedra, w duszy żałując go; Gabryela nie mogła się wstrzymać od uśmiéchu.
Królowa znowu się pogrążyła w dumanie.
— Jednakże — zaczął infant, pobudzony szyderczym uśmiechem Gabryeli, jak szlachetny koń ostrogą — jednakżeż zdarzają się wypadki, które w opowiadaniu zdają się być zupełnie nieprawdopodobnemi bajkami... Czyś kiedy słyszała, królowo, o mnichu?
— O mnichu? — powtórzyła Izabella w roztargnieniu.
— Co to za mnich? — zapytały obydwie siostry z przestrachem.
— Tak jest, o mnichu — ciągnął infant — o człowieku, którego znają pod tém nazwiskiem, i od razu wszyscy poznają tego mnicha w stolicy, w której jest pięćdziesiąt klasztorów... Nigdy nikt nie widział jego twarzy; jego widok przywraca memu bra-