Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Weszła w bramę, nie widząc nic naokoło siebie. Gdy mijała stróża, nogi drżały pod nią tak silnie, że ledwie nie upadła. Z ciężkim wysiłkiem wstępowała powoli po wschodach. Jeszcze chwila... już stanęła na drugiem piętrze.
Helena stanęła, oparłszy się o zamknięte drzwi. Cisza panowała na wschodach. Żaden szmer nie dolatywał z ulicy. Słyszała wyraźnie każde uderzenie swego serca... zamiast zadzwonić, stała tak długą chwile. Potrzebowała uspokoić się trochę, ochłonąć ze wzruszenia, zanim ją Armand zobaczy. Co ją tu przywiodło? Pragnienie szczęścia dla niego... Nie! Armand nie powinien wiedzieć, ile ją ten krok kosztował! Nadzieja zapewnienia szczęścia ukochanemu przeważyła nakoniec obawę i niepokój... przytłumiła gwałtowne bicie jej serca. Drżącą ręką pociągnęła za dzwonek. Rozległ się metaliczny dźwięk dzwonka... odgłos przybliżających się kroków... zgrzyt klucza w zaniku... i po chwili Helena znalazła się w objęciach Armanda, który powiódł ją do małego saloniku. Jasny ogień buchał na kominku. Wodząc wzrokiem po zgrabnych błękitnych mebelkach, Helena spostrzegła odrazu, że w pokoju tym nie było łóżka. Lękała się tak bardzo widoku tego sprzętu, że serce jej zabiło żywą wzdzięcznością dla Alfreda,