Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szę żywą, z której — jak źródło dobroczynne — tryskało uczucie i prawość, zdolność kochania i wierzenia. Armand wracał wtedy myślą do siebie samego:
— Ach! to ja, ja tylko mam duszę obumarłą! — wołał z rozpaczą.
Przebiegał myślą dzieje swojej młodości. Widział się młodym, niezdolnym do poświęcenia swej działalności jakimś idealnym wierzeniom, rozpustnym i niezdolnym do ustalenia w sercu swem jednego choćby uczucia, nie umiejącym poświęcać się, wierzyć, kochać!... Zastanawiał się nad długą listą nazwisk kobiet, które zdobył wiedziony próżnością uwodziciela i ciekawością, wynikającą z rozpusty. Odtwarzał w pamięci twarze wszystkich kobiet, które niegdyś posiadał, począwszy od tych, które mu się oddawały w mieszkaniach, gdzie lustra osłaniające ściany i sufit dodają blasku nagości ciała, aż do tych, które zachowywały pozory wstydliwości i udzielały pieszczot w półcieniu zapuszczonych firanek. Cóż uczynił z jednych i z drugich, z namiętnych i z wstydliwych, z kochających i ze sprzedajnych, z małej Aliny i z Julietty, z pani de Rugle i z Heleny. Narzędzia zaspokojenia żądzy zmysłowej, nic więcej. Czy pamiętał choć jednę, dla którejby okazał się dobrym, chętnym do pomocy, którąby obcowanie z nim