się, bym kogo nie wtajemniczył w tę sprawę i dlatego nie dice widzieć mnie w żadnem mieszkaniu. Cóż więcej mogę zrobić?
— A gdybym wynajął małe mieszkanko? — zaproponował jeszcze.
Jakkolwiek takiem było marzenie Heleny, żywione w głębi serca, odmówiła jednak i tym razem z obawy, by Armand nie posądził ją o chęć zyskania na czasie. Zresztą schadzki, powtarzające się zawsze w jednem miejscu, musiałyby z konieczności zwrócić na nią uwagę całego domu, stałaby się ową „zakwefioną damą“, na której przybycie wszyscy czatują! Jednak chociaż z tą propozycyą łączyła się jeszcze wstrętna dla niej myśl pieniężnego wydatku, Helena byłaby już przystała, gdyby nie powodowały nią inne jeszcze względy, jedyne, jakie odważyła się wypowiedzieć głośno.
— Fałszywie mnie sądzisz, Armandzie, nie rozumiesz moich powodów. Chciałabym, żeby nie było żadnych śladów mojego upadku... Gdybyś przestał mnie kochać, cóżby się stało z mieszkaniem, które chcesz dla mnie urządzić? Patrzaj, ja myśli tej teraz już znieść nie mogę. Nie dręcz mnie dłużej, najdroższy, staraj się zrozumieć mnie choć trochę.
W słowach tych ujawniała się głęboka romantyczność jej natury i tajemna scena jej serca. Wprawdzie nie zdawała sobie jasno
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.