Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zamilkł na chwilę, poczem z nietajonym gniewem mówił dalej.
— Ponieważ zarówno on jak i ja, przyzwyczailiśmy się wierzyć w honor mężczyzny, a zatem on mi uwierzył i — na teraz jest spokojny...
Helena słuchała, tonąc wzrokiem w twarzy Armanda, który, oparłszy głowę na łokciach, uporczywie przyglądał się płomieniom ognia. Pytała samą siebie:
— Gdybyśmy byli doprowadzeni do tej ostateczności, czy on kochałby mnie dosyć, by wywieźć mnie ztąd i resztę życia spędzić ze mną? Do czegóż mogą zmierzać jego słowa?...
Milczała, zatopiona w oczekiwaniu tego, co miało nastąpić, czego nie podejrzewała jeszcze w całej doniosłości. Armand zaś użył ostatniego zdania, by wysnuć dalszy wątek rozmowy, powtórzył:
— Alfred jest spokojny... na teraz... — kładąc znaczący nacisk na dwóch ostatnich wyrazach — ale fakt ten utrudnia wielce dalsze między nami stosunki.. Rozumiesz zapewne, że dla człowieka, który nic nie podejrzywa, wszystko co powinno świadczyć „przeciw “, świadczy „za“. Ale jak tylko zrodzi się nieufność, dzieje się wprost przeciwnie... Czy mam słuszność?...