Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z Alfredem, czyż mógł pozostać nadal w tym samym stosunku z kochanką? Nie, stokroć nie. To było niepodobieństwem. Przedewszystkiem dla niego samego:
— Na honor — mówił — gotów jestem pogardzać samym sobą do pewnego stopnia, ale wszystko ma swoje granice. Dopóki Alfred mi nic nie wspominał...
Zastanowił się chwilę nad tą myślą, poczem z szatańskim uśmiechem zawołał głośno:
— Ach! ach! to co on powiedział, zupełnie nie zmieniło postaci rzeczy... Zapewne, ale nie czułem tego tak jak teraz. Mam już dosyć wszystkich tych kłamstw... Pfe! pfe! — dodał jeszcze, a w ustach uczuł wstrętną, fizyczną gorycz, myśląc o oszukiwaniu nadal Alfreda po owej rozmowie, w której zdradzony mąż dał dowód takiego przywiązania do żony takiej prawości charakteru!
— Wreszcie — myślał dalej — w jej własnym interesie leży jaknajszybsze zakończenie stosunków. Raz rozbudzonej zazdrości niepodobna stłumić ani wyrwać z serca. Alfred domyśliłby się wreszcie wszystkiego. Zacznie sam śledzić żonę, albo postawi obok niej czujnego stróża jej kroków... Śliczna historya! pewnego pięknego poranku tajemnica się wydaje, doprowadza do głośnego skandalu i ta nieszczęśliwa Helena traci na-