Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ło jej dowodów, potęgujących jej zwątpienie. Na każdym kroku dostrzegała upokarzającą nieufność, bolesną ironię, oschłość serca, która ją do rozpaczy doprowadzała.
Z powodu przyjazdu kilku znajomych z Bourges, Alfred ostrzegł raz barona de Querne:
— Nie przychodź jutro wieczór, nudziłbyś się między nami, bo mamy gości ze wsi.
— Jeżeli ci przeszkadzam — powiedział Helenie nazajutrz młody człowiek — dlaczego nie powiesz mi tego sama a przysyłasz do mnie męża?
— Ty możesz mi przeszkadzać? — zapytała.
— O! nie udawaj przedemną! Musiałaś bałamucić wczoraj kogoś, za co dziś rumienisz się ze wstydu... Nie chcesz, żebym był świadkiem twojej poufałości z tym, lub z tamtym... Zresztą cóż mnie to obchodzić może... mam tylko dowód, że nie znasz mnie, Heleno! Przykro mi jednak, że zaczynasz kłamać przedemną...
Kłaniać! zawsze kłamać!... Słowo to powtarzało się nieustannie w rozmowach Armanda, Helena czytała je w jego oczach, w jego ruchach i myślach. Jeżeli zmuszoną była zostać w domu i nie mogła stawić się w oznaczonym czasie na ulicy Sztokholmskiej, przeczuwała ona, że Armand nie uwierzy słowom, któremi usprawiedliwiała swą