Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał mi ciągle tę samą odpowiedź, jak choremu dziecku: Mylisz się, mylisz się — odpowiedź, która mnie doprowadziła do szału... Nie wiedziałam już, co robię. Rzuciłam się do biurka. Schwytałam broń, którą nabił i, zanim zdołał mi przeszkodzić, skierowałam ją ku sobie, mówiąc: A więc ja umrę... Porwał mnie za rękę w chwili, gdy spuszczałam kurek. Strzał chybił. Kula utkwiła w murze. Pod wrażeniem huku staliśmy przez minutę bez ruchu naprzeciwko siebie. Nasłuchywaliśmy instynktownie. Na szczęście służba nasza śpi na innem piętrze. Hałas nie zbudził nikogo... Wówczas nerwy mnie zdradziły i, płacząc, padłam w objęcia mężowi, który mnie zaniósł do sypialni. Zmusił mnie, żebym się położyła i, siedząc przy łóżku, mówił do mnie wyrazami najczulszej miłości, a ponieważ powtarzał, że mnie kocha, spytałam: A więc dlaczego chciałeś umierać?... Tym razem nie śmiał mi skłamać. Był za bardzo wzruszony. Nie odpowiedział. Nie miałam już siły pytać go ponownie, lecz starczyło mi jej, by mu powiedzieć: Jeśli chcesz, żebym wierzyła, że mnie kochasz, daj mi słowo honoru, że nigdy już się nie targniesz na życie. Zawahał się, poczem litość nad moim stanem wyrwała mu wyrazy: „Masz moje słowo...” Było to przyznanie się, bo nikt nie przyrzeka, że nie zrobi znów tego, czego robić nie próbował. Narazie taka mnie przejęła radość, że nie myślałam już o niczem; gdyby nie to przyrzeczenie nie byłabym tu. Nie byłabym mogła go opuścić...
— I mówisz mi, że nie wiesz nic, że nie masz