Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i, wpatrując się w niego z wyrazem szczególnej energii, powtórzyła: — Tak, zastanowiłam się dobrze. Wiem czego chcę, dlaczego chcę tego i że tak być musi... Co zaś do okoliczności, o której pan wspominał...
— Uraziłem panią! — zawołał. — Ach, przebacz!...
— Powinnam czuć się urażoną — przerwała ponownie z półuśmiechem, którego wzruszający wdzięk stanowił szczególną sprzeczność ze stanowczością, okazaną przed chwilą — ale nie wiem dlaczego, choć również znam pana dopiero od dni kilku, mam dla pana już tyle szacunku, takie czuję do pana zaufanie, że, zamiast mieć żal o to, iż do mnie w ten sposób mówiłeś, mam ochotę podziękować panu... — a odchodząc od balustrady, na znak, że nie chce przedłużać tej rozmowy, dodała: — Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, że pan przyjdzie do mnie, gdy wyjdę zamąż i że staniemy się przyjaciółmi, jeżeli pan będzie, umiał — tu delikatna jej twarzyczka przybrała znów wyraz poważny i stanowczy — zapomnieć to, o czem zapomnieć trzeba i — uśmiech wyżłobił dołek w jednem z jej lic — pamiętać o reszcie.