Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sąsiedztwa i obcowania codziennego na szukaniu w głębiach tych oczów błękitnych, takich zawsze spokojnych, śladów łez, jakie wylewały niewątpliwie w dalszym ciągu; w tym uśmiechu, takim obojętnie uprzejmym, odcienia buntu, w tym głosie, takim słodkim, takim równym, echa skargi — i nie znalazł ich. Byłby mógł przypuszczać, że śnił, że scena na balkonie nigdy nie istniała, że nie widział nigdy tych ust, wydających okrzyk boleści, tych oczów łzami zalanych, nie słyszał jęku, wydobywającego się z tego, łona, gdyby wzmagająca się bladość wychudłych lic nie zdradzała cierpienia duchowego przed takim, jak on, uprzedzonym obserwatorem; zwłaszcza zaś, gdyby nie odczuwał, będąc przy niej, tego czegoś nieuchwytnego, co się unosi między kobietą a mężczyzną, gdy ona wie, że on zna jej tajemnicę.
Każda kobieta w warunkach podobnych postępuje jednakowo. Uczuwa zrazu nieufność do mężczyzny, który dostrzegł to, co ona chciała ukryć. Nawet, gdy nabrała pewności, że o tem nikomu nie powie, obawia się, żeby nie wyzyskał swojej dyskrecyi, żeby sobie nie pozwolił na większą z nią poufałość, niż przystoi wobec ich stosunku etykietalnego, zwłaszcza zaś, żeby jej nie pytał, żeby nie dotykał ukrytych, bolesnych niekiedy szczegółów jej życia duchowego. Lecz, jeśli przeciwnie stwierdzi u niego chęć przeproszenia za przypadkowe wtajemniczenie się, obawę dotknięcia czemkolwiek tej, która jest potrosze na jena jego łasce, poniekąd wyrzut sumienia za to, że dotknąć ją może — wówczas owa kobieta, jeśli jest sub-