Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwóch marzeniach streszczała się teraz cała racya własnego bytu dla tego wiecznie rozkochanego wielbiciela; a taki był pochłonięty tą podwójną nadzieją, czyli raczej tą podwójną niepewnością, że nie czuł już choroby, nie czuł ciągłego uścisku pasa newralgicznego, który go dusił. Każdy ruch, każde odetchnięcie pier śmu rozrywało, a jednak chodził ciągle z mieszkania na ulicy de la Chaise do pałacyku przy ulicy de Lisbonne, i miewał nieustannie długie rozmowy z Malclerc’iem. Teraz, gdy ten ostatni znał już naturę przywiązania starca do pani Duvernay, doznawał wobec tego bohaterstwa fizycznego i moralnego tych samych skomplikowanych i spotęgowanych jeszcze uczuć, jakie go ogarnęły w pierwszej chwili świadomości; uczucia nabożnego niemal szacunku dla jego wspaniałomyślności, wyrzutów sumienia, że nie odgadł tego wszystkiego wcześniej i wreszcie uczucia zazdrości poniekąd.
Tak. Zazdrościł mu, jak zazdrości artysta mniejszy większemu — porównanie takie jest dozwolone skoro chodzi o „d’Andiguier’a des tarots” — jak zazdrościł niechybnie Verrocchio Leonardowi, gdy ten namalował oblicze Anioła, w Chrzcie Zbawiciela, znajdującym się w akademii fiorenckiej. Malclerc który tak pożądał wzruszenia, tak je ścigał, tyle się namęczył, żeby „odczuwać”, z taką zaciekłością udręczał własne serce, przejęty był podziwem na widok tej duszy takiej wspaniałomyślnej i bogatej z natury, zdolnej, pomimo wieku, do takiej gorącej, niewygasającej miłości; podziwem, niepozbawionym wszakże