Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

clerc’owi, gdy ten przybył. Przez kilka chwil dwaj mężczyzni stali wobec siebie w milczeniu. Zakłopotanie ich minęło dopiero wtedy, gdy starzec wyciągnął rękę do gościa ruchem, który był niewątpliwie zapisany, tam w górze, do dziejów martyrologii miłości. To proste zetknięcie cielesne wskrzesiło wszystkie męki, jakiemi zazdrość dręczyła starca, od chwili, gdy się dowiedział prawdy. Lecz tamta zazdrość, zazdrość serca, nakazywała mu, aby nie pozwolił domyślać się nawet, jakie uczucia budzi w nim samą obecnością swoją kochanek Antoniny. W każdej innej chwili Malclerc byłby uderzony zmianą, zaszłą w obliczu swego powiernika. Cios, otrzymany dnia poprzedniego, wyryty był w widoczniejszych zmarszczkach, w bladości cery, w zapadnięciu policzków, w oczach, których blask był, jakby przyćmiony łzami, Pan d’Andiguier postarzał o lata całe w ciągu tych kilku godzin. Gdyby gość jego znał go lepiej, byłby również zdumiony tem, że zbieracz przyjął go w pokoju odległym i widocznie niezamieszkanym, po za sypialnią, zamiast w galeryi, gdzie przebywał zawsze, będąc z tych dyletantów, którzy muszą żyć ciągle, nieustannie w otoczeniu własnych przedmiotów sztuki. Nie mógł znieść myśli, że Malclerc będzie znów spoglądał na panneau Angelici, zawieszony już na swem miejscu na ścianie, że przypomni sobie Antoninę wobec Świętej z płonącem sercem. Potrzebował całej zimnej krwi do tej poważnej rozmowy i, istotnie, głos tego bohaterskiego