Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w rogu kominka, trzymając w ręku białą, miękką kopertę skórzaną, do której tylko wstążki broniły dostępu. Wygląd otaczających go przedmiotów nie zmienił się w niczem: dwa wielkie gobeliny florenckie według Filippina Lippiego, pełne różnych postaci, wisiały w głębi zacisznej sali wówczas jak i dzisiaj. Wówczas jak i dzisiaj wizerunki kart tarokowych mieniły się barwami na ciemnej materyi pulpitu; księżniczka, malowana przez Pisanella, odcinała się medalowym profilem na tle krajobrazu gór błękitnych i wód jasnych; złote posążki wznosiły się na ramionach i cokóle srebrnym wysokiego krucyfiksu Verocchia. Wszystkie okazy muzeum, wówczas jak i dzisiaj, otaczały swego pana, wzywały go do zapomnienia o życiu i jego niedolach, śród kontemplacyjnej pogody, jaką tchną arcydzieła sztuki. Wówczas, w owej chwili ostatnich wahań wobec koperty z listami Antoniny, nie miał dla nich ani jednej myśli. Dzisiaj, pragnąc wygnać widmo umarłej, którą nad nie przeniósł, zaczął, przeciwnie, przyglądać się tym kartom malowanym, tym mozaikom, klejnotom, boazeryom, wszystkim tym przedmiotom martwym i milczącym; one go nie oszukiwały, im zawdzięczał tylko uciechy!... I, odtrącając ręką rozproszone kartki okrutnego dziennika, który mu rozdarł serce, rzucił głośno okrzyk buntu przeciw swojej tyloletniej wierze:
— Więc wszystko kłamało, prócz tego...
W tejże chwili oczy jego, pośród tych cudów rozrzuconych na pulpitach i w witrynach, dostrzegły wązki panneau, o którym wspominał Malclerc w swo-