Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łuje zmylić niczyjej ciekawości, Może postąpiłem niesłusznie, ale co mogło mi to już szkodzić? Niechby nawet Ewelina dowiedziała się, że miałem do ostatnich czasów ukryte mieszkanie, co mnie to obchodziło? Obchodzi mnie to jedynie, żeby nie dowiedziała się nigdy, kogo tam przyjmowałem, a tego ani ten kupiec, ani nikt inny podejrzewać nawet nie może teraz, skoro ofiara spełniona, skoro zniweczyłem te wszystkie drobiazgi osobiste, podobnie jak pragnę, zanim skończę z życiem, spalić jej listy. Bodajbym miał do tej ostatniej ofiary tę samą energię, która pozwoliła mi wejść jeszcze raz do pustego mieszkania i obejrzeć pokoje, gdzie zabłocone buty tragarzy pozostawiły ślady na posadzce, ogołoconej z kobierca, gdzie strzępy obić wisiały na gwoździach, a szczątki spopielone przedmiotów, spalonych dnia poprzedniego, czerniły się w ogniskach kominków.
Zanim opuściłem to mieszkanie, którego progu nigdy już nie przestąpię, wszedłem jeszcze do sypialni, wychodzącej na ogródek. Długo wpatrywałem się w puste ściany, jak oszołomiony nagłem zniknięciem otoczenia moich uniesień i tęsknoty tyloletniej. Poczem, jak człowiek, który ucieka z miejsca, gdzie rozegrała się straszna scena, wybiegłem z tego domu śpiesznie, gorączkowo, nie odwracając się. Z tym samym pośpiechem szedłem przez ulicę Duroc i Masseran, te ulice, któremi tylokrotnie odprowadzałem Antoninę do kościoła Ś-go Franciszka Ksawerego. Wszedłem do kościoła. Odszukałem skarbonki dla ubogich, wrzuciłem do niej pieniądze, otrzymane od