Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twarzy, której delikatne linie zarysowały się nagle w umyśle jego tak wyraźnie, że zamknął oczy, by obraz ten zatrzymać, Trwało to sekundę tylko, lecz starczyło do przyśpieszenia bicia jego serca.
Usiadł znów, zdumiony wzruszeniem, zupełnie nowem dla niego, które pochłaniało całą jego istotę, nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że tam, na balkonie, śród zmierzchu przecudnego wieczoru, wobec tej młodej dziewczyny we łzach, objął go i ogarnął, jakky od uderzenia pioruna wzniecony, płomień miłości najgorętszej, najnamiętniejszej. Obraz rozpłynął się, a zakochany zaczął się już obawiać nie spotkania nieznajomej lecz tego, że ona nie zejdzie na obiad. Nasłuchywał przez chwilę. Zdawało mu się, że słyszy, iż chodzą w pokoju sąsiednim, i, szczegół ten wywoływał uśmiech na usta starca ilekroć przypomniał go sobie, zaczął szukać śpiesznie w głębi kufra fraka, którego nie miał na sobie ani razu od czasu wyjazdu z Francyi; koszuli, najmniej przez pakowanie zgniecionej, czarnego krawata, najmniej zniszczonego. Nakoniec, ten poważny urzędnik czterdziestoletni, dla którego ubieranie się było zawsze pańszczyzną, skierował kroki ku jadalni hotelowej, na wezwanie drugiego dzwonka, ustroiwszy się poprzednio z takiem staraniem, jak student, idący na pierwszy bal.
— Czy też będzie? — zapytywał siebie, schodząc ze stopni krokiem drżącym niemal. — Ale kto ona? Jak się dowiedzieć? W jaki sposób rozmówić się z nią, wytłómaczyć moją obecność pod jej oknem?...