Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

costwie, a czego mi los odmówił. Jakże mogę przyłączyć się do marzeń Eweliny o przyszłości tej córeczki, którą widzi już, roześmianą, rozbawioną, z błękitnemi oczyma i płowemi kędziorami w pokoju, niegdyś pokoju Antoniny? Pod wpływem czci, jaką ma dla niej, matka staje się w jej wyobraźni babką, Dla mnie zaś ta matka jest kochanką i bałbym się odnaleźć w mojej córce jej namiętną czułość, która mnie upajała w dwudziestym piątym roku życia. Jakże mógłbym w tem mieszkaniu oddychać atmosferą prawdy, którą oddycha w niem Ewelina? Dla niej ten pałacyk, gdzie wzrosła, stanowi też miejsce, w którem jest najbardziej sobą. To dom, jej dom, siedziba, gdzie może najswobodniej poddawać się swoim najszczerszym radościom i smutkom. Dla mnie mieszkać tu, to kłamać, kłamać każdem spojrzeniem, kłamać każdym ruchem, każdą postawą, skoro nie mogę wypowiedzieć ani jednej z tych myśli, jakie budzi we mnie widok pokojów, w których przebywała moja kochanka... Jakąż przepowiednią była owa pierwsza wizyta, kiedy zdawało mi się, że ujrzałem ją w głębi buduaru, w zwierciadle, w którem niewątpliwie przeglądała się chciwie w dniu naszych schadzek, chcąc się upewnić, czy jest ładna, czy będzie mi się podobała! Jak ona powraca do tych pokojów, którym Ewelina usiłuje koniecznie nadać ten sam wygląd, jaki miały dawniej! Pomnaża w niech liczbę wizerunków matki. Chce, mówi, podczas ciąży mieć zawsze jej obraz przed oczyma, ażeby dziecko ukształtowało się według urody matki, Odnajduję tedy An-