Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czałem z ich powodu tego, co doświadczam teraz, leżąc nieruchomie śród ciemności, czując, jak rozpoczyna się ta praca wewnętrzna w moim umyśle; a o kilka kroków, w pokoju sąsiednim, do którego drzwi nie są zamknięte, śpi Ewelina.
Wstaję niekiedy i na palcach podchodzę do tych drzwi, by się upewnić, że śpi istotnie. Słyszę jej równy oddech, słyszę niemal bicie jej serca. Tego serca takiego młodego, takiego czystego, którego bicie przyśpieszały jedynie uczucia proste i prawdziwe! I powracam do łóżka i gdy ona. śpi, myślę o tem, że jej los rozegrywa się we mnie, w tym dramacie wzruszeń sprzecznych i niezwyciężonych, których jestem widownią. Ach! wolę, że ona śpi, że zazna przynajmniej zapomnienia i że ja sam tylko odczuwam z podwojoną nagle siłą wszystkie rany naszego małżeństwa. Ona domyśla się aż nadto, nie wiedząc nic. Gorzej mi znacznie, gdy śród tych ciemności odgaduję, że i ona się obudziła, że wie, iż nie śpię i powstrzymuje się od mówienia, nie rusza się, nie oddycha, w obawie, aby ton mego głosu, gdybym do niej przemówił z drugiego pokoju, nie zdradził jej, że napadła na mnie jedna z moich złych chwil. Ewelina ma chyba dar podwójnego wzroku, tak umie je przeczuwać. Gdy przyjdą na mnie, wie o tem dobrze, pomimo wszelkich wysiłków, jakiemi chcę ją w błąd wprowadzić. Gdy je przebyłem, wie również: ale po jakim znaku poznaje, po jakiej niewidzialnej dla każdego innego zmianie twarzy, którą usiłuję przecież wyrazić całe przywiązanie, jakie mam