Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzo wzburzony jeszcze, bardzo zdenerwowany, ale z wyrazem męzkości na silnie zaczerwienionej twarzy, którego dotąd u niego nie widziałem.
— Nie spodziewał się pan mnie, prawda? — rzekł. — Ale zależało mi na tem, ażeby się widzieć z panem, zanim mi pan przyślesz swoich sekundantów, bo chciałbym, ażeby wszystko załatwiło się, jeśli to możliwe, między panem a mną... Nie byłem panem moich nerwów dziś rano i wyrażam żal z tego powodu, gotów jednak jestem dać panu inną satysfakcyę, jeśli tego zażądasz...
— Podaj mi pan rękę — odparłem, wyciągając dłoń do niego; — przypuśćmy, że to skok mojej klaczy był przyczyną wszystkiego. Skoroś pan przyszedł, sprawa skończona. Mówmy o czem innem...
— Nie — odpowiedział, uścisnąwszy mi dłoń, ale gorączkowo — mówmy o tem. Moje przyjście do pana daje mi do tego prawo. Krok ten kosztował mnie, nie ukrywam, i kosztuje jeszcze bardzo dużo. Moja matka, która jest uosobieniem honoru, powiedziała mi, że powinienem tak postąpić, aby z naszego powodu ludzie nie zaczęli wymieniać żadnego nazwiska... Panie Malclerc, jak pan widzisz, zachowuję się względem pana z całą szczerością; dlaczego pan nie był równie szczerym ze mną?
— Ja nie byłem szczerym z panem? — spytałem.
Jakkolwiek nie wymienił Eweliny Duvernay, aluzya była dla mnie najzupełniej jasna i niemniej jasną różnica między jego uczuciami obecnemi, a te-