Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co za ironia! ów poryw złudzenia mistycznego skończy się przecież na tem, że będę jadł dziś obiad z tym szydercą Jakóbem, z tym małym idyotą Reném Montchal’em i z dziewczyną — w restauracyi w Monaco! Jak się tu wziąć do tego, żeby Montehal mi powiedział, czy siostrzenica pani Muriel jest naprawdę Eweliną Duvernay i żeby nie mógł domyśleć się nawet, iż znam jej nazwisko?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
2.
Hyères, 22 grudnia.

...Nie bez wyrzutów sumienia przyjechałem tu, ale jakże ich się nie pozbyć po wzruszeniu tego dnia, które jakby zgalwanizowało mi duszę. Gdyby Antonina mogła zaznać jeszcze jakiej radości w tej krainie wieczystego zapomnienia, do której weszła, czyż nie byłoby jej słodko odczuć do jakiego stopnia pozostała mi żywą? Bo to dla niej, jedynie dla niej, chciałem widzieć jej córkę, a w tej córce ją ujrzałem, z takiem przejmującem zdumieniem, że nie wiem czy mnie to więcej boli, czy raduje, czy zechcę w córce tego wskrzeszenia, czy ucieknę od niej na zawsze!...
Uporządkujmy nieco wspomnienia, skoro powróciłem znów do pisania dziennika i zacząłem ponownie opowiadać sobie dzieje własnego serca. Byłbym upadł pod ciężarem niegdyś, gdybym nie był