Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jutro... Pójdę... Chyba, że mi przedstawisz jaki powód, wystarczający do powstrzymania mnie od tego kroku... Czy masz coś takiego? Odpowiedz mi krótko, tak, lub nie...
— A jakież inne powody mogłabym ci wymienić? — zapytała Julia.
Serce jej zamknęło się odrazu.
Zadrżała na samą myśl, że blizką była wyznania swej bolesnej tajemnicy temu chłopcu, tak brutalnemu z natury, któremu niebezpieczeństwo nadawało w tej chwili fizyognomię i duszę rozbójnika.
Przycisnęła konwulsyjnie małe rączki do twarzy, usiłując zebrać całą energię, do jakiej była zdolna.
Potem spojrzała na brata ze wzgardą, a krzyżując nanowo z bolesną rezygnacyą ręce na piersiach, wyrzekła, kładąc nacisk na każdym wyrazie:
— Będziesz miał to, czego żądasz. Rozmówię się z Rumesnilem. Jeżeli ma być wstyd — wolę już taki sposób. Będzie to mniej hańbiące. Napiszę do niego, prosząc, ażeby się ze mną zobaczył i powiem mu o pieniądze. A teraz... idź precz!...
— Nie odejdę, dopóki ci nie podziękuję — odpowiedział młodzieniec, zbliżając się do niej. — Ach! Julo! ocaliłaś mnie!
— Idź precz! — powtórzyła z mocą, cofając się przed nim i zaciskając jeszcze silniej ręce na piersiach.
— A kiedy napiszesz ten list? — zapytał po