Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścić teraz, okrywając go śmiesznością w obecności pana Salvaney, pewna, że Ireneusz nie omieszka powtórzyć tej rozmowy przyjacielowi.
— Dlaczego pani to mówi? — zapytał półszeptem młody poeta, korzystając z chwili w której Salvaney odwrócił się, witając jednego ze swych kolegów — czy pani nie wierzy w przywiązanie Klaudyusza?
— Ach! i pan zaczynasz śpiewać na tą nutę? — głośno zawołała Coletta, wybuchając szyderczym śmiechem. — Wiem, wiem ja dobrze, że jestem jego złym duchem, Dalilą, kusicielką... Mam cały pakiet jego listów, w których mi opisuje te brednie... co mu nie przeszkadza jednak upijać się pod pozorem tęsknoty za mną... Więc to ja może każę mu zgrywać się do ostatniego grosza... i pić... i truć się morfiną?... Głupot i ludzka!.. — poczem wruszywszy ramionanami, dodała wesoło. — Wszyscy się już rozeszli, oprócz nas i kilku przyjaciół domu... Hrabina daje nam znak ręką... Proszę cię, Salvaney, podaj mi rękę i chodźmy na kolacyę.
Istotnie zawieranie coraz to nowych znajomości i szukanie Klaudyusza, zajęło niepostrzenie dużo czasu a Ireneusz, przywrócony do przytomności ostatniemi słowami Colctty, spotrzegł ze zdziwieniem, że ilość