Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie nie powrócić już nigdy do tej bezczelnej oszustki!... Mylisz się, mój drogi, zostałem... Coletta wróciła wkrótce, zadzwoniła na lokaja, oddała mu odpowiedź, a podchodząc do mnie:
— Czy gniewasz się? — spytała.
Milczałem.
— Czy miałeś ochotę przeczytać jego list?
Nie odpowiedziałem ani słowa.
— To darmo — mówiła dalej, marszcząc brwi — nie mogę ci dać listu, bo go spaliłam. — Wprawdzie w całym liście nie było nic, prócz prośby o próbkę materyi, potrzebnej do ubioru kostyumowego, ale chcę, żebyś mi wierzył na słowo.
Świetnie powiedziane i znakomicie odegrane! Nigdy w życiu Coletta nie okazała tyle talentu. Nie pytaj, jaką odpowiedź otrzymała odemnie. Obszedłem się z nią, jak z ostatnią ladacznicą. Cisnąłem jej w twarz słowa pełne pogardy, wypowiedziałem obrzydzenie, jakie mi sprawia jej obłuda a potem widząc łzy w jej oczach, schwyciłem ją na ręce i upadłem z nią razem na kanapę w tymże samym pokoju, w którym ona popełniła bezczelne kłamstwo a ja nawymyślałem jej, jak ulicznej dziewczynie... Patrz, do jakiej podłości jestem zdolny!...