Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moją panią z panną Różą... Ksiądz Taconet siedzi przy nim i uspakaja go...
Emilia i panna Offarel, siedziały w jadalnym pokoju, w którym tak często z serdeczną gościnnością przyjwowano Klaudyusza.
Doktór prawdopodobnie wyszedł był przed chwilą, bo w pokoju czuć było zapach kwasu karbolowego, jak po świeżo zrobionym opatrunku. Na stole stała flaszka tegoż kwasu, druga flaszka z lekarstwem, spodek i kawałki waty. Płócienne bandarze, zwitek kitajki, słoik z maścią, szpilki opatrunkowe, recepta — wszystko to nadawało pokojowi pozór szpitala. Na bladej twarzy Emilii malowały się bolesne wzruszenia, doznane w ciągu dwóch dni ostatnich. Widok Klaudyusza wywarł na niej podobne jak na Franciszce wrażenie. Obecność jego przywiodła jej na pamięć szczęśliwe czasy, kiedy tak dumną była ze swego Ireneusza. Zapłakała rzewnie i wyciągając do niego rękę, rzekła:
— Ach, miałeś pan słuszność!
Rozalia rzuciła na nowoprzybyłego spojrzenie tak wyraziste, jak gdydy głośno oskarżała go o czynny współudział w samobójstwie Ireneusza. Uraza malująca się w jej oczach i nieme to oskarżenie tak odpowiadały dręczącym Klaudyusza wyrzutom sumienia,