Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwojga, ona była teraz więcej wzruszoną i mniej zdolną do panowania nad sobą. Biała koronkowa suknia uwydatniła żółtawą bladość jej twarzy, zmęczonej niepokojem kilku ostatnich dni. Nie potrzebowała użyć czarnego ołówka dla podmalowania oczów — jak to czynią zarówno salonowe, jak i teatralne aktorki; nie wystudyowaną też była jej poza, gdy na widok młodego człowieka położyła rękę na sercu i oparła się o ścianę, aby nie upaść. Od pierwszego wejrzenia, ogadła, że musi stoczyć ciężką walkę, aby go odzyskać; drżała też jak liść osiny. Przez chwilę oboje milczeli; tak uroczysta i przejmująca cisza panowała w pokoju, że zdawało się, iż słychać szelest skrzydeł ulatającego przeznaczenia.
Milczenie to było tak przykrem dla nieszczęśliwej kobiety, że pierwsza je przerwała, mówiąc bardzo cichym głosem:
— Ireneuszu mój! jakże ja cierpiałam przez ciebie! — i zbliżywszy się do niego, nieprzytomna prawdę ze wzruszenia, chwyciła go za ręce i padła mu na piersi, szukając ustami ust jego.
Ireneusz zdobył się na energię odepchnięcia jej.
— Nie! — zawołał — ja nie chcę...
— Ach! — jęknęła, załamując ręce — więc nie zapomniałeś jeszcze o tych szkaradnych po-