Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w swym pokoju, zmęczony tym nowym paroksyzmem rozpaczy, zawołał głośno:
— Nie mam już sił więcej...
Powolnym, automatycznym prawie ruchem otworzył jedną z szuflad biórka i ze skórzanego futerału, wyjął kieszonkowy rewolwer, który mu siostra podarowała, z prośbą aby go zawsze nosił przy sobie, ilekroć będzie wracał do domu późno w nocy. Odwiódł i spuścił parę razy kurek, potem wyjął z pudełka ładunek i ważył go długo na dłoni.
— Nędzna machina ludzka! — pomyślał — jak małej rzeczy potrzeba, aby ją popsuć!
Nabił rewolwer, rozpiął koszulę i odnalazłszy lewą ręką miejsce, w którem bicie serca najmocniej czuć się dawało, oparł lufę na piersiach.
— Nie! — głośno zawołał jeszcze przedtem spróbuję.
Słowa te wyrażały myśl, która nieraz już przychodziła mu do głowy a którą odrzucał zawsze, jako szaloną; teraz dopiero, rozumując z tą jasnością pojmowania, jaką umysł nasz posiada w chwilach krytycznych, zapragnął ją urzeczywistnić. Schowawszy napowrót rewolwer do szuflady, usiadł w fotelu — w fotelu Zuzanny i pogrążył się w czarną zadumę, w której myśl leci z gorączko-