Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się o zachowonie pozorów... Ot! i teraz także, biedaczka była tak przestraszona, że mogę się czegoś domyśleć... Biedna kobiecina!
— Rzeczywiście, biedna! — mówił dalej do siebie, przechadzając się po cienistej alei — przez tego bałwana, może drogo zapłacić za swoją nieoględność. Ale bo też wściekły był dziś wieczór! Cóż to za brak taktu i wychowania! I to w mojej własnej loży!... O! gorzka ironio!... Gdyby ten poczciwy Paweł nie był tak znakomicie przezemnie utresowanym, Zuzanna byłaby zgubioną. Najgorszem jest to, że sekret naszych schadzek jest w jego ręku i że trzeba będzie pożegnać się z mieszkaniem na ulicy Mont-Thabor. Nie! ten chłopak jest niemożliwy! — było to jedno z ulubionych wyrażeń barona.
Znowu złość go ogarniała — tym razem na poetę, ale ponieważ miał się za rozumnego i trzeźwo patrzącego na rzeczy człowieka, zapanował więc po chwili nad sobą.
— Cóż znowu? Miałżebym gniewać się na niego, że jest o mnie zazdrosnym? Toby było wyśmienite... Zastanówmy się lepiej, w czemby on mógł mi zaszkodzić? Może będzie chciał mnie wyzyskać? Nie, na to